
Dusza nauczyciela i pióro poety z nutą melancholii
Wioletta Kinal jest absolwentką Uniwersytetu Szczecińskiego. Od zawsze chciała zostać nauczycielką i jej marzenie się spełniło. Obecnie uczy języka polskiego w drezdeneckiej Jedynce Nie wyobraża sobie życia bez szkoły i swoich uczniów. Mieszka w niewielkim Grotowie. Działa społecznie. Jest wiceprezesem w stowarzyszeniu Grotowskie Inicjatywy Twórcze. Wiersze pisała od dawna do przysłowiowej szuflady. Dopiero związanie się z Grupą Literacko-Artystyczną LUBRDZEŃ upewniło ją, że to co pisze, warto pokazać światu. Tworzy najczęściej pod wpływem chwili i emocji. Jak mówi ,,wyrzuca” z siebie wiersze, zawierając w nich najgłębsze przemyślenia, ale jednocześnie są to utwory uniwersalne i wcale nie muszą oznaczać konkretnego zdarzenia.
Lirycznie odważy się zaprezentować szerszej publiczności w teatrze Kotłownia 28 lipca o godz. 19.00 w wieczorze autorskim, który będzie jednocześnie inauguracją nowego sezonu Drezdeneckiej Sceny Literackiej.
Wioletta, w chwili obecnej, przygotowuje debiutancki tomik poezji do druku. Poniżej zamieszczamy niektóre utwory z tomiku wierszy.
modlitwa
dokładnie zaplanowałeś unerwienie trawy
i to
że jest zielona
czerwony kolor zarezerwowałeś
dla róży
dlatego stworzyłeś miłość
która uwiera
zapobiegłeś stanom depresyjnym żaby
w ostatniej chwili wymyśliłeś jej bajeczną przemianę
do każdego kota dodałeś psa
żeby nauczyć
jak z wroga zrobić przyjaciela
w instrukcji obsługi dnia zaplanowałeś położenie słońca
tak
jak trzeba
noc rozświetliłeś spadającymi gwiazdami
dla niedowiarków
żeby uwierzyli w marzenia
nie przewidziałeś tylko jednego
że dzieło szóstego dnia
chce wszystko zmieniać
magia
magia w świergocie
magia w zieloności
magia w rześkim wietrze
w liściu drzewa
czy wierzysz w cuda?
nie – odpowiesz
a ja dalej wymieniam
wyspy
opowiedz mi jeszcze
o wyspach
jakich ?
tych bezludnych?
bo tylko o takich można mówić nad ranem
nie
o tych szczęśliwych
które dryfują od słowa do słowa
z bezradnym emotikonem na końcu frazy
starannie omijane w obawie przed rozczarowaniem
czekają
może ich nie ma
i
nigdy nie było
opowiedz mi jeszcze o wyspach
wtedy
spotkam je na oceanie spokojnego snu
na spacer
nie zabieraj samotności
zwłaszcza wieczorem
z lekkim uśmiechem
opowie o zapomnianych snach
przypomni dawne urazy
popchnie
abyś potłukł się jeszcze bardziej
na osłodę przywoła iluzje
w które znów uwierzysz
poprowadzi po wąskich ścieżkach
z dzikim zielem
wąwozach bez wyjścia
przeciągnie po kaleczącym bruku zdarzeń
i nie pozwoli
wylizać się z ran
na koniec fałszywym tonem zanuci
przebrzmiałą piosenkę
nie spaceruj z samotnością
prędzej czy później i tak cię zostawi
nawet ona
myśloteka
tak od niechcenia
zupełnie przypadkiem
zgubię jeszcze jedną myśl
nieroztropnie
rzucę za siebie
w niektórych się pogubię
zamiast się z nimi bić
zbiorę skrupulatnie
wnikliwa selekcja
wyłoni niewiele błyskotliwych
odrzuci powolne
z niezamierzoną utratą prędkości
zbędnymi
ulepię niezbędne kształty
cenne
upchnę w złote ramy
aby nigdy z nich nie wyszły
zwłaszcza poza
na koniec
zostawię tylko te
o niebieskich migdałach
(…)
poczekaj chwilę
aż zajdzie słońce
grupa templariuszy zasiądzie
pod czerwonym dębem
przyłączymy się do tajnych obrad
niewidzialni w widzialnych rozmowach
na pewno
wzruszysz ramionami
gdy powtórzę
że nie lubię bezsennych sennych nocy
z wyspami snu zmęczonych brzmieniem wierszy proroczych
poczekaj chwilę
aż zajdzie słońce
na orbicie
do podręcznej torby spakowałeś
niespełnione podróże
rozmowy
o niczym
i te o czymś
ale nie na temat
zatrzasnąłeś
świdrujące języki
plamy na suficie wolisz nie zauważać
skłóciłaby tylko twoje pogodzone myśli
bezgłośną złotą rybkę
zostawisz bez żalu
zawsze udawała
że
nie słyszy życzeń
na tańczącym kole orbity jest mało miejsca
czeka zasłużona cisza
i książę od oswajania tego
kogo nie ma
pewnego dnia
odejdzie z twojej bajki
zabierze ostatnie słowa
spakuje walizki
pozbiera szminki
i gdy
przekręci klucz
przystanie w krótkiej chwili zawahania
jakby czekała
tylko czekała
zastygniesz mając wciąż nadzieję
że przeszłość zmienisz w białą plamę
bezgłośnie powtórzysz
że wciąż jeszcze nie wiesz
czy kochasz
czy to już nie to samo
podziwianie nieba zostawiłeś innym
boleśnie kłuje błękitem
twoje
rozerwane na strzępy
niebezpiecznie zatraciło granice
słuchanie ptaków także pozostawiłeś
ich niefrasobliwy śpiew wbijał się w rany
z pamięcią dawnych błysków
zniechęcony
naprawą rozbitego wnętrza
wiesz
że
wszystkie pęknięcia
wypełzną
aby zaśmiać się prosto
w skamieniałą
twarz
płyną skłębione
myślami zalane
w szarej tonacji
zmęczonego nieba
znikną niedługo
lecz zanim przepadną
wędruję z nimi
otulam wizjami
unoszę się w górę
płynę bezwolnie
zostawiam za sobą
dzień nierozważny
i myśli
frywolne
kołysanka
może dzisiaj zaśniesz
otulony błękitnym kocem
to nic
że nie jest zielony
ani miękki
szorstkie nitki zdarzeń jeszcze trochę uwierają
niedługo
i one usną
teraz
przyśpieszają krążenie w nadszarpniętych żyłach
rozbiegane myśli przystanęły
czekając jeszcze na sygnał
do samotnego galopu
zastygły
w ciszy zdelikatniały nawet one
uwierz
choć
nie wierzysz
że
jutro będzie promiennie
i na progu powita cię dobre słowo
może moje ?
spójrz
to ostatni taniec trawy
ostatni błysk barw
przed zaśnięciem
motyle ?
zaraz znikną i one
w mroku
który nadejdzie
drżące myśli tak jak liście
niespokojnie liczą chwile
aż samotne i lękliwe
w snach odnajdą
odpoczynek
porada
podziel się z deszczem
swoim smutkiem
oddaj mu wszystkie lęki
on i tak
jest już ciężki
i niepiękny
niech każdą kroplę owinie
nitkami czarnych
złych myśli
by na zawsze
nieodwołalnie
znikły
gdybyś
mi nie spojrzał w oczy
tego dnia
tej nocy
świat byłby łatwiejszy
prostsze drogi
lepsze słowa
namiętność wyważona
bez domysłów i rozgrzeszeń
lęków bezsennych’
myśli brzemiennych
niepokojem tęsknoty
gwałtownych uniesień
świat byłby łatwiejszy
na parapecie kaktusy
czule ułożone w rzędzie
serce
nie ma już
nawet kolców
wiem
to na pewno
że
świt właśnie mnie
dostrzegł w oknie
dla mnie rozgadał ptaki
odsłonił puste ulice
szepnął
zimnym wiatrem: „ja ciebie zachwycę”
zaśnij
narysuję ci ranek
słoneczny
innego nie umiem
dodam niewielkie chmury
tak dla ozdoby
dorzucę skowronki
usunę gawrony
cienką kreską zaznaczę delikatne kontury
rozjaśnię barwy
gdy skończę
będzie świt
wtedy
sprawdzę
czy jeszcze jesteś
ponury
stoi nade mną
zupełnie nie rozumiejąc
że muszę złapać oddech
bez odpowiedniej dawki powietrza
moje komórki
plączą się i mylą drogę
stoi nade mną
szamocząc w nocy
targając resztkami sumienia
pytam o imię
posłusznie wymienia:
,,obowiązkiem jestem”
ale to nic
nie zmienia